To jedyna rzecz, nad którą należy zastanowić się już przed przystąpieniem do pracy. Teoretycznie można założyć, że finalnym formatem dla dokumentów niepodlegających edycji będzie PDF – bo jest powszechny, stosunkowo lekki i łatwo można doń przekonwertować prawie dowolny plik. Jednak PDF zasadniczo nie sprawdzi się w przypadku plików podlegających ciągłej edycji ani na etapie prac wstępnych. Tutaj do wyboru jest kilka wariantów, m.in. DOC, DOCX, ODT, RTF. DOC i RTF to dość wiekowe formaty, które stosuje się niemal wyłącznie wówczas, kiedy doświadczenie twórców dokumentów podpowiada, że to dobry wybór – trzeba tu mieć już pewne doświadczenie, ponieważ pod względem możliwość DOC od obecnego DOCX-a różni się diametralnie, a RTF jest zdecydowanie uboższy.
ODT jest formatem używanym przez oprogramowanie o otwartym kodzie, ale coraz lepiej wspieranym przez edytory Microsoftu. DOCX z kolei, natywny format zapisu Worda, może być otwierany również w Open/Libre Office. Oba te formaty są równie dobre, pod warunkiem zachowania konsekwencji. W firmach i organizacjach bazujących na Open/Libre Office nie ma sensu stawiać na DOCX, a tam, gdzie palmę pierwszeństwa dzierży Word, ODT się nie sprawdzi.
Przy najbardziej podstawowych dokumentach wszystkie 4 formaty pozwalają na mniej więcej równy komfort pracy, natomiast problemem jest stworzenie dokumentów złożonych: z odnośnikami, przypisami, bibliografią tworzoną w zewnętrznym programie (np. Zotero lub Bibus), tabelami i wykresami. Tego rodzaju elementy są osadzane w nieco inny sposób i nie zawsze – mimo teoretycznej zgodności – dadzą się przenieść między edytorami. To samo dotyczy choćby stylów i numeracji stron, które zdecydowanie gorzej są obsługiwane przez oprogramowanie Microsoftu niż OO.
Ostatecznie jednak wybór formatu jest kwestią wewnętrzną. Każdy jest dobry, dopóki ma to uzasadnienie w stosowanym oprogramowaniu i rodzaju często wykonywanych operacji, niemniej należy się nad tym zagadnieniem pochylić przed rozpoczęciem pracy.